top of page
3.png

Walka o siebie

  • Writer: magdalenacopuroglu
    magdalenacopuroglu
  • Feb 5
  • 7 min read

walka o siebie
walka o siebie

Najlepsze zwycięstwo jest wtedy, kiedy podejmiesz walkę nie przeciwko komuś a sama ze sobą! Bo te walkę na pewno wygrasz, polegniesz wiele razy, zostaniesz zraniona, połamana i pocharatana, ale w końcu zwyciężysz.
Otrzymasz najcenniejsze trofeum. Siebie!
Walka o siebie, nie z kimś, nie o kogoś, ale przede wszystkim o siebie i sama z sobą. Każdego dnia o lepszą wersję siebie!

I choć moje słowa i odczucia są  pełne głębokiego bólu, ale także mądrości, która z biegiem czasu – dzięki refleksji i doświadczeniu – przekształcila się w wewnętrzną siłę. Walka o siebie to proces, który wymaga odwagi, nie tylko do podejmowania decyzji, ale też do stawiania granic, do zaakceptowania swojej wartości i potrzeby dbania o siebie. Moje doświadczenie w byciu dla innych, ale nie dla siebie, to także historia wielu osób, które próbują wypełnić pustkę wokół siebie, jednocześnie ignorując to, co dzieje się w ich wnętrzu. Często jesteśmy przyzwyczajone do tego, że pomaganie innym, bycie dla nich wsparciem, jest dla nas  ważniejsze niż dbanie o własne potrzeby. Zamiast zacząć od siebie!

Walka o siebie to coś, co nie jest widoczne na zewnątrz, to nie są spektakularne gesty czy wielkie boje. To ciche, codzienne wybory – to decyzja, by zatrzymać się na chwilę, zrozumieć swoje emocje i potrzeby, a potem odpowiedzialnie je realizować, nawet jeśli oznacza to rezygnację z pomocy innym, nawet jeśli oznacza to odejście, powstrzymanie się od poświęcania się dla innych kosztem siebie. Jestem przykładem , jak łatwo zapomnieć o własnej wartości na wiele lat i jak trudne jest potem odzyskiwanie tej równowagi. Zwłaszcza, kiedy w tej walce polega zdrowie psychiczne, a co za tym idzie zdrowie fizyczne.

To nie jest prosta walka – to codzienny trening, który wymaga systematyczności. Nie chodzi o to, by nagle stać się kimś innym, ale by przywrócić sobie szacunek, by umieć odpuścić, by umieć rozpoznać, kiedy kolejna próba pomocy jest kosztem własnej równowagi. Zanim zaczniemy leczyć innych, powinniśmy nauczyć się leczyć siebie.

Od razu zapominam o sobie w relacjach, szczególnie gdy pojawia się pragnienie, by się udało – by druga osoba była „tą odpowiednią” i byśmy mogli razem zbudować coś wartościowego. Moja ostatnia historia randkowa była  bardzo mocną kolejna lekcją o granicach, o tym, kiedy należy postawić siebie na pierwszym miejscu i pozwolić odejść, zamiast trwać w relacji, która nie jest zdrowa ani dla nas, ani dla drugiej osoby.

Duszona chęć pomocy vs. zdrowa granica

Kiedy bardzo chcemy, by coś się udało, łatwo wpadamy w pułapkę poświęcania siebie. Często jest tak, że w momentach, gdy zauważamy, że ktoś nie spełnia naszych oczekiwań lub nie reaguje w sposób, który by nam odpowiadał, zamiast wprost wyrazić swoje potrzeby i granice, decydujemy się „ratować” tę osobę. Zaczynamy stawiać jej dobro ponad naszym własnym. Dzieje się to szczególnie, gdy wiążemy z kimś duże nadzieje, gdy jesteśmy emocjonalnie zaangażowani i trudno jest nam zaakceptować, że coś nie wypali.

Moja historia pokazuje, jak trudno jest w takim momencie powiedzieć „nie” – zarówno tej osobie, jak i samej sobie. „Mamy podobna historie, możemy sobie pomoc, chce, by się udało” – te słowa oddają ogromną chęć, by naprawiać, by rozwiązywać, by dawać szansę. Ale czasami właśnie wtedy, gdy chcemy ratować innych, tracimy z oczu naszą wartość. To, co może wydawać się pomocą, w rzeczywistości staje się poświęceniem, które nie prowadzi do wzrostu ani dla nas, ani dla drugiej osoby. Przestajemy być w relacji równi sobie, a zaczynamy pełnić rolę „ratownika” – a to nie jest zdrowe ani dla nas, ani dla drugiej strony.

Po wielu latach bycia w jednostronnej relacji, dotarłam do momentu, w którym zaczęłam dostrzegać, jak bardzo ten schemat mnie pochłonął. To było coś, co robiłam automatycznie, z przekonaniem, że jestem silna, wyrozumiała, że potrafię zrozumieć innych i zaakceptować ich niedoskonałości. Wydawało mi się, że to moja rola — by dawać, wspierać, naprawiać.

Jednak dzięki tej ostatniej krótkiej znajomości, która na początku zapowiadała się cudownie, zaczęłam dostrzegać, jak wiele jeszcze mam do przepracowania w sobie. To było jak zimny prysznic. Przepełniona nadzieją, która niestety okazała się tylko iluzją, zrozumiałam, że moje działania wcale nie były wyrazem miłości i troski, ale głównie ucieczką przed własnymi potrzebami i lękami. W tamtej relacji, zamiast uczyć się o sobie, wciąż starałam się ratować kogoś innego, wciąż szukałam w tym sensu, który miał mi dać poczucie spełnienia.

Te doświadczenia zmusiły mnie do zastanowienia się nad tym, ile razy w życiu ignorowałam wyraźne znaki — te, które dawał mi los, ale i moje własne serce.
W imię „rozumienia”, „akceptacji” i „wyrozumiałości” zignorowałam swoje granice, swoje potrzeby. Dawałam z siebie wszystko, by kogoś uratować, ale nie zadbałam o to, by ratować siebie. Jak bardzo zapomniałam o sobie, jak wiele razy rezygnowałam ze swoich marzeń i pragnień, by dać komuś to, czego sama potrzebowałam.

Niestety, bardzo łatwo jest utknąć w takim schemacie, w którym ciągle stawiamy innych przed sobą. Robimy to z przekonaniem, że robimy coś szlachetnego, że jesteśmy silne i potrafimy znieść wszystko, nawet kosztem własnego szczęścia. A jednak, w końcu dociera do nas prawda: nic nie zmieni się, dopóki nie nauczymy się kochać siebie w pierwszej kolejności, dopóki nie zrozumiemy, że nie musimy „ratować” innych, by poczuć się wartościowe. Nasza wartość nie zależy od tego, jak bardzo jesteśmy gotowe poświęcić się dla innych, lecz od tego, jak potrafimy zadbać o siebie i stawiać własne granice. To trudne, ale niezbędne, by w końcu odnaleźć równowagę i prawdziwą miłość — tę, która jest obustronna i daje przestrzeń na wzajemne wsparcie, a nie tylko na ratowanie drugiej osoby kosztem siebie.

Z perspektywy czasu uświadamiam sobie, jak bardzo trzeba być świadomym swoich granic, swoich pragnień i potrzeb, by nie wpaść w pułapkę jednostronnych relacji. Musimy nauczyć się słuchać siebie, bo tylko wtedy będziemy w stanie tworzyć relacje, które będą prawdziwe i pełne wzajemnego szacunku.

Jestem jednak ogromnie wdzięczna za to ostatnie doświadczenie, bo, choć na początku wydawało się pełne nadziei, to było to dokładnie to, czego potrzebowałam, by otworzyć oczy na siebie i na to, czego naprawdę chcę w relacjach. Gdybym nie miała odwagi otwarcie przedstawić swojej pozycji, swoich oczekiwań, najprawdopodobniej znów pozwoliłabym, by ta relacja toczyła się w sposób, który nie przynosiłby mi niczego wartościowego. Zamiast tego podjęłam decyzję o szczerości.

Zakończenie tej historii było szybkie, ale dało mi ogromną ulgę. Zamiast trwać w relacji, która nigdy nie miała potencjału na coś prawdziwego, w której byłam tylko jedna z, odcięłam się od tego, co nie służyło mojemu rozwojowi. Za pewne nie służyłoby to niczemu dobremu drugiej stronie. Dzięki tej szybkiej konfrontacji, zamiast trwać w niezdrowej nadziei i czekać na cud, uświadomiłam sobie, że mam prawo do relacji, które są oparte na szacunku i wzajemności.

To doświadczenie, pokazało mi, jak ważne jest, by nie bać się stanąć w swojej prawdzie, nawet jeśli oznacza to zakończenie czegoś, co na początku wydawało się obiecujące. Czasami to, co na pierwszy rzut oka wygląda jak porażka, okazuje się być najlepsza lekcją. I za to jestem teraz wdzięczna — za to, że ta osoba była ze mną szczera i miała odwagę, zadbać o siebie, a potem i mnie, pokazując, ze w życiu nie ma nic ważniejszego niż my sami. 

Lekcja o granicach i wartości siebie


Moja nieodrobiona lekcja i oblany egzamin to ten ze stawiania granic – i to nie tylko w relacjach z innymi, ale przede wszystkim w relacji ze sobą. Bo mimo, ze jestem szczera, i mowie o swoich uczuciach, to i tak pozwalam umniejszać je nadal, aby nie stracić drugiej osoby. A przecież jeśli nie dbamy o siebie, nie stawiamy granic, nie wyznaczamy tego, co jest dla nas dobre, to zaczynamy czuć się wypaleni, zmęczeni, zagubieni, niedowartościowani, niewystarczający. Czasami potrzeba, by ktoś inny wyciągnął nas z tej iluzji „ratowania” innych i przypomniał nam, że nasza wartość nie zależy od tego, ile dajemy innym kosztem siebie.

Świadomość to bardzo ważny krok w procesie odzyskiwania siebie. To moment, w którym zaczynasz dostrzegać, że szacunek do siebie jest kluczowy, by nie powielać błędów przeszłości. Zamiast stawiać w relacji drugą osobę ponad sobą, zaczynasz dostrzegać wartość w byciu autentyczną, w szanowaniu swoich granic, w niepoświęcaniu się kosztem siebie.

Czego się uczysz?


Takie przeżycia i sytuacje, choć bolesne, są dla mnie ogromną lekcją. A To, co z niej wynika, to przede wszystkim:

Ze potrzebuje być szczera z sama soba – wyrażać swoje potrzeby, nie tłumic emocji. Jeśli coś mi nie odpowiada, lepiej to powiedzieć od razu, zamiast na siłę próbować ratować sytuację, która nie jest dla mnie zdrowa.

Stawianie granic to akt miłości, miłości własnej – wyznaczenie granic nie oznacza zamknięcia na drugą osobę, ale szanowanie siebie. Kiedy powiesz „nie”, nie tylko dbasz o siebie, ale dajesz również przestrzeń drugiej osobie do bycia odpowiedzialną za swoje decyzje i działania.

Miłość nie polega na „ratowaniu”** – możemy kochać i wspierać, ale nie ma w tym obowiązku ratowania kogoś kosztem siebie. Jeśli ktoś nie chce się zmienić lub nie jest gotów na zmianę, nie możesz tego zrobić za niego. To proces, który każdy musi przejść sam. Trudne do zaakceptowania, ale jest jak jest, i nic nie możemy nic na to poradzić!

Dziękujmy za szczerość – szczerość, choć czasami trudna, jest podstawą zdrowych relacji. Nawet jeśli w danej chwili sprawia ból, to z czasem ułatwia zrozumienie, co jest naprawdę dla nas dobre.

Jestem wdzięczna za wszystkie do tej pory lekcje, nawet jeśli zajęły mi wiele lat – każda taka sytuacja, choć bolesna, jest kolejną lekcją o sobie. Wdzięczność, którą odczuwam, jest znakiem, że zaczynam dostrzegać, że moje granice i moja wartość są ważniejsze niż chęć utrzymania relacji na siłę.

Ważne jest stawianie siebie na pierwszym miejscu. W każdym związku – nie tylko romantycznym, ale także w relacjach z przyjaciółmi czy rodziną – musimy pamiętać o swoich granicach i wartościach. Zamiast szukać spełnienia w drugiej osobie, powinniśmy szukać go w sobie. A kiedy ktoś szczerze pokazuje nam, że relacja nie jest zgodna z naszymi potrzebami, to jest to prezent, który daje nam przestrzeń na dalszy rozwój.

Miłość własna


Miłość własna to coś, co wielu ludziom może wydawać się egoistyczne, ale w rzeczywistości jest fundamentem zdrowych relacji – zarówno z sobą, jak i z innymi. Aby kochać innych, musimy najpierw nauczyć się kochać siebie. Nie chodzi o zachwyt nad sobą czy bezkrytyczne pochwały. Chodzi o uznanie własnej wartości, zaakceptowanie siebie z wszystkimi słabościami i błędami, ale także z uznaniem swoich mocnych stron, umiejętności i talentów. To również umiejętność wybaczania sobie za przeszłość i za to, że czasami nie jesteśmy idealni. To pokora wobec siebie, która pozwala nam nie poddawać się z powodu jednorazowych niepowodzeń, ale stawiać sobie cel: każdego dnia walczę o lepszą wersją siebie.

Walka o siebie nie jest łatwa, ale jest absolutnie niezbędna. Każdy dzień to krok ku lepszemu życiu. Otrzymujemy w zamian nie tylko wewnętrzną równowagę, ale także większą przestrzeń do miłości i pomagania innym – w sposób zdrowy, z poszanowaniem własnych granic i wartości.


Comments


bottom of page